Po Targach Książki w Krakowie – refleksje Bożeny Markiewicz

Nasi niezawodni Koledzy z królewskiego miasta: prof. Artur Dariusz Kubacki, Bożena Markiewicz i Elżbieta Nowak wraz z naszą prezes Aleksandrą Niemirycz promowali trudny zawód tłumacza i sztukę przekładu w czasie jubileuszowych Targów Książki w Krakowie. Dziękujemy!!!

Bożena Markiewicz
Stowarzyszenie Tłumaczy Polskich na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie – słów kilka o wydarzeniu

 

Minął październik, nie wiadomo kiedy mijają kolejne dni, ale wspomnienia z naszej obecności na Targach Książki pozostają wciąż żywe…

Rok temu – jakby to było wczoraj – profesor Tabakowska w świetnej formie, pogodna i dowcipna, zwykła i skromna jak prawdziwy KTOŚ. Na końcu zapytała mnie czy nie gadała głupot. Taka jest. Bardzo ciekawie opowiadała jak wygląda kraina czarów tłumacza, jak poradziła sobie z tłumaczeniem wierszy w Alicji w krainie czarów, mówiła o uwspółcześnianiu tekstu dla dzisiejszych czytelników, wreszcie o współpracy z korektorami przy redagowaniu ostatecznej wersji tekstu. Oficyna Bona sprzedawała Alicję, a pani Tabakowska podpisywała swoje tłumaczenie. W czasie kolejnego panelu STP Aleksandra Niemirycz zabrała nas na ucztę duchową – wieczorek wybitnego poety Adama Pomorskiego w 40-lecie jego debiutu. Słuchając wierszy Eliota, Rilkego, Yeatsa i najnowszych przekładów z poezji ukraińskiej, zupełnie zapomnieliśmy o codziennych kłopotach.

W tym roku – jubileuszowym dla Targów w roku 2016, wszyscy narzekali, że organizatorzy wybrali niedobry termin, tuż przed Wszystkimi Świętymi. Pretensje są niesłuszne, Targi Książki zawsze wypadają w ostatni weekend października.

Tak jak i rok temu Artur Kubacki, przy wydatnej pomocy swojego kolegi, Aleksandra Gradka, otwarli nasze stoisko. Artur jak zwykle przywiózł sporo książek ze swoich zbiorów.

W tym roku u nas panowała poezja. Planowane spotkanie Aleksandry Niemirycz z Adamem Wodnickim nie doszło do skutku z powodu poważnej choroby Gościa. Nasza prezes zdecydowała się opowiedzieć słuchaczom o poetce i tłumaczce z francuskiego i chorwackiego, Barbarze Sadowskiej, na temat której właśnie obroniła pracę doktorską. Gratulujemy! Wspólnie z Arturem poprowadzili niezmiernie ciekawe spotkanie. Z żywym zainteresowaniem słuchała go spora grupa studentów translatoryki i innych uczestników.

Kolejnym tegorocznym gościem był Estończyk, Aarne Puu, teatrolog, poeta, tłumacz i wykładowca UJ. Aarne czytał swoje wiersze po estońsku i rosyjsku, jego studentka po węgiersku, a ja po polsku. Krótkie, kompaktowe, pełne treści, nostalgiczne. Wywiad zamienił się w bardzo miłą, dowcipną pogawędkę z publicznością. Na zakończenie autor podpisywał swoje tomiki poezji.

Rok temu sporo osób przychodziło pogawędzić o literaturze pięknej i specjalistycznej. Wszyscy mieli czas. Prowadziliśmy długie rozmowy przy śliwkach węgierkach. W tym roku, może z powodu perspektywy Wszystkich Świętych (podobno pojawiła się nazwa grobbing), mniej osób miało czas. Odbyliśmy jednak wiele ciekawych spotkań.

Coraz więcej biznesmenów, naukowców i organizatorów konferencji szuka u nas rzetelnych, sprawdzonych tłumaczy. Niemal wszyscy przeglądają wystawione pozycje i zapisują tytuły; w tym roku dopytywali o materiały w portugalskim, islandzkim i norweskim. Prześliczna Hiszpanka płynnie i uroczo „szeleszcząca” po polsku poszukiwała poradników do tłumaczeń przysięgłych, polsko-niemieckich. Artura zainteresował polski lekarz pracujący w Niemczech i przekładający literaturę fachową, ponownie była germanistka Teresa Semczuk – bardzo ciekawie zabierała głos podczas spotkania o Sadowskiej), opowiadając o swoich doświadczeniach z tłumaczeniami świętej Teresy z języka francuskiego. Przyszły też dwie uśmiechnięte starsze panie, patrząc na książki Artura, mówiły ciepło:

– Patrz, jak ten czas leci. To przecież nasz student!

– Tak, wie pani, myśmy go uczyły. A teraz już sam pisze fachowe podręczniki.

Tłumacze żalili się dyżurującej Eli Nowak na problemy z niesłownymi wydawnictwami. Ja rozmawiałam z pasjonatem tematów wojennych o wartościowej książce, którą usiłuje zainteresować kilku wydawców. Liczył na nasze wpływy, znajomości. Może kiedyś? Tłumacze literatury doskonale orientują się w nowościach, ale to wydawcy wybierają tytuły, a ostatecznie to przecież kupujący decydują co chcą czytać. Za granicą podobno czyta się więcej i poszukuje literatury z innych krajów. W Estonii ogromną popularnością cieszył się Lem i Wiedźmin przełożony przez Aarne Puu. Karol Lesman, laureat nagrody Transatlantyk powiedział odbierając nagrodę: „Czuję się trochę jak Tristan, który dostaje Nobla w dziedzinie miłości, miłości do swojej Izoldy. Otrzymać nagrodę za wyznawanie i pielęgnowanie swojej wielkiej miłości – czy to nie jest podwójne szczęście?” Literaturoznawca Jerzy Koch podkreślił, że „dzięki wysiłkom Lesmana bogata literatura niderlandzka staje się jeszcze bogatsza o polskie dzieła, polskie doświadczenia. Stworzył klasykę literatury polskiej w języku niderlandzkim. Sam wybierał książki jakie przełoży. Przekonywał wydawców, że warto je przetłumaczyć.”

Jednak w Polsce też ludzie czytają. Świadczą o tym tłumy na Targach, z trudem dźwigane torby. Do wydawnictwa w naszym sąsiedztwie przyszedł starszy pan z wielkim wózkiem na zakupy pełnym książek. Oglądał pięknie wydaną serię ikon popkultury, odłożył sobie kilka tytułów. Zasiadł w fotelu i zaczął wydzwaniać do czterech pań:

– No, znalazłem wreszcie te biografie, to które chcecie?

Panie zgłaszały zamówienia, a pan kolejne książki zdejmował z półek i układał w stosik, usłużni sprzedawcy otwierali kolejne kartony. Rachunek jak Himalaje nie był problemem, natomiast zafrasował się na inny temat:

– Ale jak ja to zabiorę?

– Wyślemy panu – ochoczo zapewnili subiekci.

– Świetnie! To ja jeszcze zadzwonię do wnuczki – i opadł ponownie na fotel.

Zauważamy na stoisku pojawienie się nowego zjawiska – kariery za granicą. Kilka osób chciało wiedzieć ile dokładnie bierzemy za przełożenie komiksów, horrorów, fantastyki i sag rodzinnych na angielski lub niemiecki. Jednak hitem jest teraz tłumaczenie poezji. Nie wszystkich przekonywały moje wyjaśnienia jak się do tego zabrać; przecież tłumacz to tłumacz, niech poda stawkę, się zapłaci, się wyda za granicą i gotowe! Właściwie, oni mają rację, w dzisiejszej Europie wszystko jest możliwe, jeśli ktoś ma takie ambicje, powinien próbować. Mocno starszy pan chciał przetłumaczyć swoje poezje, ale wyłącznie na chiński. Skoro nie podałam mu nazwiska żadnego sinologa, skwitował:

– Co za problem, wsiądę w samolot i polecę do Chin. Przecież tam są podobno cztery polskie uczelnie, zawsze kogoś znajdę!

On też ma rację, liczy się motywacja i szukać sposobów, a rynek zweryfikuje. Kto wie, może niedługo będziemy mieć na Targach stoisko chińskie?

Sporo osób przychodzi i chwali się nam, że oni też kiedyś coś tłumaczyli i może wrócą do tego. Cieszymy się, rozumiemy to jako chęć przynależności do naszego grona, bo języki nie znają granic także wiekowych. Dwudziestokilkuletni człowiek opowiadał mi z zaangażowaniem, że docelowo planuje nauczyć się wszystkich języków słowiańskich, a obecnie zastanawia się od którego zacząć, bo chce później tłumaczyć.

Zazwyczaj odwiedza nas sporo znajomych i nieznajomych, rok temu zajrzał Atanas Atanasow, Ursula Kiermeier, Niemiec płynnie mówiący po polsku, a wykładający oba języki na Węgrzech, przemiła Maria Skakuj-Puri zamieszkała w Indiach i tłumacząca Tokarczuk na Hindi, polskie tłumaczki z Włoch. Tego roku nie odwiedził nas inny stary znajomy, który zawsze przychodził na nasze konferencje. Nie roznosił swoich ulotek Polski Bezdomny z Berlina.

Rok temu mężczyźni lansowali kapelusze i inne fantazyjne okrycia głów jednak trend się ewidentnie nie utrzymał. Jak zwykle dopisali dziennikarze, politycy i oczywiście celebryci chociaż ogólnie było mniej „kolorowo”.

Jak zwykle wymieniliśmy masę wizytówek, przekonaliśmy się, że wrośliśmy już w Targi. Jesteśmy witani przez organizatorów na oficjalnym otwarciu. Nie wydajemy, nie sprzedajemy, ale przecież gdyby nie tłumacze, Targi zmieściłyby się w szkolnej sali gimnastycznej. Bardzo wiele osób wie, że od lat jesteśmy niemal w tym samym miejscu, oprócz prywatnych kontaktów, mamy stałych, zaprzyjaźnionych sąsiadów na stoiskach obok. Miło usłyszeć: „Cieszę się, że jesteście, jak zwykle, przekażcie pozdrowienia wszystkim dyżurującym na Targach koleżankom i kolegom od…”.

Bożena, Ela i Artur

Bożena, Ela i Artur