Odejście naszej koleżanki Mirki Wierzbickiej wywołało duże poruszenie w środowisku tłumaczy. Poniżej zamieszczamy przemyślenia naszego kolegi Witolda Skowrońskiego z Poznania, prezesa STP w latach 1996-1999.
Kiedy zadzwonił telefon, a na ekranie pojawiła się identyfikacja Mirki Wierzbickiej, bardzo się ucieszyłem i powiedziałem „Cześć Mirko, jak miło, że dzwonisz” … Po sekundzie usłyszałem: to nie Mirka, lecz Dorota, córka Mirki, by powiedzieć, że mama wczoraj odeszła. Zmroziło mnie. Przyszedł mi na myśl cytat z wiersza ks. Jana Twardowskiego „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Zostaną po nich buty i telefon głuchy” …
Miłość to po łacinie dwa słowa: AMOR i CARITAS. Ten drugi odpowiednik po polsku to synonim słów „dobroczynność, miłosierdzie, empatia”. Takiej miłości miała w sobie Mirka bardzo wiele i dzieliła się nią z nami. Do wieczności przeszła z plecakiem wypełnionym mnóstwem dobrych uczynków wobec bliskich, koleżanek i kolegów.
Taką właśnie Mirkę zapamiętamy: jako uczynną, pomocną, pogodną, uśmiechniętą, optymistyczną koleżankę, a zarazem energiczną, dynamiczną i pracowitą, profesjonalną tłumaczkę. Wspierała Stowarzyszenie Tłumaczy Polskich od samego początku jego istnienia doświadczeniem zawodowym, pracą społeczną i bardzo realistycznym spojrzeniem na otaczający nas świat. Była bardzo lubianą koleżanką charyzmatycznie integrującą środowisko.
Odeszła niespodziewanie. Jestem pewien, iż nie ja jeden dziękuję Opatrzności za jej obecność wśród nas i za dobro, którym się dzieliła.
REQUIESCAT IN PACE, Droga Mirko. Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie.
Witold Skowroński